Bullet journal - wznoszę produktywność na nowy poziom

Ostatnio dużo się u mnie zmieniło, nowa praca, nowe mieszkanie, nowe wyzwania i nowe obowiązki. cieszę się z tych zmian, bo pozwoliły mi zmienić pewne aspekty mojego życia i wyzwolić się spod wpływu okoliczności i osób, które zwiększyły ilość dopadającego mnie na co dzień stresu.

Zmiany są dobre. OK, "Dobra Zmiana" nie jest dobra. Ale generalnie, zmiany są dobre.
stres też jest dobry. Ale tylko wtedy, gdy jest dobry - motywujący, stymulujący do działania, pomagający w rozwoju. Zmiany także pomagają w rozwoju.

Wiem, mówię o rzeczach trywialnych. I oczywistych. Ale to wszyustko porwadzi do mojego odkrycia fenomenalnej sprawy, jaką jest prowadzenie tzw. bullet journala. Chyba nikt nie pokusił się o przetłumaczenie tej nazwy na polski - może to dobrze :)

W każdym razie, jest to system prostych zapisów w notatniku, oznaczonych odpowiednim symbolem, który można edytować. Najwięcej na ten temat powie sam twórca, Ryder Carroll, w swoim filmiku. Oczywiście i polska wyszukiwarka dostarcza wielu informacji, choć ja akurat wolę korzystać z angielskojęzycznych, bo jest ich nieporównanie więcej.

Ostatnim moim odkryciem jest strona Little Coffee Fox, z przydatnymi materiałami do ściągnięcia i tutorialami, także wykorzystując akwarele - bardzo kreatyna i relaksująca sprawa. Moim zdaniem sztos :) Zwłaszcza, że można też załapać się na rozdawajki. Startuję na przykład w takim giveawayu.

Warto spróbować. w gruncie rzeczy potrzebujemy tylko notatnika i długopisu, ale artystyczne dusze potrafią wyczarować prawdziwe, kolorowe arcydzieła sztuki organizatorskiej :)

Czas zmian?

Przychodzi taki czas, że czujemy, że doszliśmy do ściany. Bywa różnie, a to w życiui prywatnym, a to w zawodowym... że coś, co kiedyś cieszyło, już nie przynosi radości, czas dłuży się niemiłosiernie i nic nie jest już dobrze. A w każdym razie nie wszystko, i nie tak dobrze, jak kiedyś.

Można zacisnąć zęby. Można sobie powiedzieć: "Przetrwaj, w końcu wróci do normy", albo: "Nie możesz sobie teraz pozwolić na zmianę", bo to, czy tamto. Bo dzieci, bo kredyt...

Bo nie chcę kogoś tam zawieść...

Pytanie, czy w takim razie nie zawodzę siebie, skazując się na frustrację i niechęć do wszystkiego, które przekładają się na inne sfery życia. Mówią, że kompromis bywa jedynym rozwiązaniem; ja coraz częściej twierdzę, że kompromis jest rozwiązaniem, które po trosze unieszczęśliwia wszystkie strony.

Ale jak już przychodzi moment wyboru, ogarnia mnie strach - czy zrobić ten jeden krok do przodu, czy usiąść spokojnie pod  drzewkiem wyimaginowanego, wmówionego sobie i oswojonego spokoju, i poczekać, aż burza w głowie przejdzie obok. A raczej samej ją w sobie uspokoić, i twierdzić, że to deszcz pada, podczas gdy w rzeczywistości plują mi w twarz.

Hmmm...

No nic, zobaczymy, co przyniesie dzisiejsze popołudnie.


C jak czarnuszka

Od jakiegoś czasu sama piekę chleby. Różnie to wychodzi, raz nawet wyszedł mi ze słoika zakwas (niestety wyszedł na blat kuchenny), wiec póki co porzuciłam chleby na zakwasie i skupiam się na tych na drożdżach. Nie będę teraz dyskutować o wyższości chlebów zakwasowych nad drożdżowymi, skupię się raczej na ziarenkach, które całym sercem pokochałam. Mowa o czarnuszce, bez której nie wyobrażam sobie domowego chleba

Ostatnio modne są listy powodów, dla któych dany przedmiot zainteresowania jest dla nas dobry lub zły. Ja nie chcę bawić się w przydługie wyliczanki, bo najważniejsze dla mnie jest to, że ma wspaniały, charakterystyczny smak, zbliżony do kuminu, a przy tym wspiera organizm przy chorobach autoimmunologicznych, działa przeciwzapalnie i zapobiega kamieniom nerkowym. Internety podają, że już starożytni znali doskonale wszechstronne działanie czarnuszki. A skoro ja wynalazłam te informacje, to i Wam się uda :P

Czarnuszką można posypywać pieczywo przed pieczeniem, ale można ją dodać i do ciasta - otrzymamy wtedy dodatkowy efekt wizualny. Ja lubię doprawić nią zupę z soczewicy i pasztety roślinne - nadaje im orientalny posmak.